Czy można odziedziczyć kontrowersję w genach? Być może. Ale zdecydowanie łatwiej jest odziedziczyć charyzmę, wyczucie stylu i umiejętność robienia medialnego szumu. Tak oto na salonach kultury i polityki objawiła się Korynna Korwin-Mikke – nie tylko córka słynnego (albo niesławnego, zależnie od punktu widzenia) Janusza Korwin-Mikkego, ale też kobieta z własną misją, pasją i temperamentem, którym mogłaby obdzielić kilka talk-showów. Kim właściwie jest, czym się zajmuje i jakie zaskakujące projekty przygotowała? Zapnijcie pasy, bo w tej historii nie brakuje zwrotów akcji.
Od pasztetów do pasji – początki, które zaskakują
Nie każdy influencer zaczynał od bycia “banalnym celebrytą”. Niektórzy wjechali na scenę medialną na rowerze, z książką w jednej ręce i hasłem feministycznym w drugiej. Korynna Korwin-Mikke znana jest z tego, że nie idzie utartą ścieżką. W młodości interesowały ją sztuki piękne, filozofia i naprawdę dobre jedzenie – tak dobre, że potrafiła przez tydzień nie mówić o niczym innym jak tylko o idealnie doprawionym curry. Ale dopiero po studiach zorientowała się, że… nie wystarczy być córką znanego polityka, by stać się ikoną.
Przyznać trzeba – nazwisko pomogło. Ale urok, talent publicystyczny i smykałka do autoironii to już robota Korynny. W wieczornych programach telewizyjnych potrafi z wdziękiem odpowiadać na najcięższe pytania dziennikarzy, a potem przerzucić się na rozmowę o serialu Sukcesja, przeplatając analizę bohaterów z rozważaniami nad stanem demokracji liberalnej w Europie Środkowo-Wschodniej. Ot, standardowy czwartek w życiu Korynny.
Córka giganta, ale na własnych nogach
Pozory mogą mylić – Korynna Korwin-Mikke nie jest produktem ubocznym znanego nazwiska. Przeciwnie – konsekwentnie buduje własny wizerunek, często wręcz dystansując się od kontrowersyjnych poglądów ojca. „Zgadzam się z nim w kwestii szachów i dobrych manier, ale… to chyba wszystko” – powiedziała kiedyś w jednym z wywiadów, wzbudzając lokalny medialny zachwyt (i burzę w komentarzach).
Jej aktywność nie ogranicza się do klasycznego aktywizmu czy opinii w social mediach. Korynna od pewnego czasu działa jako felietonistka, artystka wizualna oraz organizatorka wydarzeń kulturalnych dla młodego pokolenia. Często podkreśla, że najważniejszym celem jej działań jest „odczarowanie powagi” – kultury wysokiej nadaje lekkości, a komentarze społeczne przyprawia dużą dawką sarkazmu i owsa (bo ponoć owsianka to najlepsze, co można zjeść po nocnym maratonie Netflixa).
Najnowsze projekty – ekologia, ironia i odwaga
I tu robi się jeszcze ciekawiej. Najnowszy projekt Korynny to połączenie teatru ulicznego, stand-upu, konopii siewnej i edukacji klimatycznej. Brzmi jak szaleństwo? I o to właśnie chodzi. Jej inicjatywa Zielona Burza to cykl performance’ów, które mają pokazać, że ekologia nie musi być nudna jak instrukcja składania szwedzkiego regału. Kostiumy z recyklingu, muzyka na żywo zrobiona z przedmiotów codziennego użytku (czytaj: rurki po papierze toaletowym i bidony), a do tego humor, który nie oszczędza nikogo – ani polityków, ani influencerek z Instagrama, ani samej Korynny.
Niedawno wystąpiła także w popularnym podcaście, w którym śmiało opowiedziała o swoich doświadczeniach z terapią, dyskryminacją w środowisku akademickim i… fascynacji językiem esperanto. Tak, esperanto. Bo nikt nie powiedział, że w XXI wieku nie można być idealistką z ironicznym uśmiechem.
Nie tylko nazwisko – osobowość pełna kontrastów
Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, Korynna Korwin-Mikke to nie kolejna córka znanego ojca. To osoba o niebanalnym podejściu do życia, która łączy intelektualizm z popkulturową błyskotliwością. Owszem, czasem wrzuci selfie z książką Judith Butler, innym razem z kubkiem o wdzięcznym napisie „Nienawidzę poniedziałków”. Ale właśnie ta mieszanka stanowi o jej sile – mocno stąpa po ziemi, choć głowę trzyma często w chmurach (zresztą: ekologicznych).
Co dalej? Kolejne felietony, może książka, a może kolejna burza medialna – nikt nie wie. Jedno jest pewne: Korynna Korwin-Mikke nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
Nie da się ukryć, że świat potrzebuje ludzi gotowych rzucać rękawicę konwenansom – i robić to z uśmiechem. Korynna Korwin-Mikke to żywy dowód na to, że da się łączyć intelektualną pasję z artystycznym drygiem i potężną dawką autoironii. W czasach, gdy publiczna debata przypomina mecz wrestlingu, ona wkracza na scenę z ironicznym komentarzem i metaforycznym popcornem. Czy to przyszłość polskiej kultury? Być może. Na pewno jednak jest to ktoś, o kim warto zapamiętać i… śledzić dalej, bo z tą kobietą nudy nie będzie.